czwartek

Herve Leger Femme edp

Nuty zapachowe:
nuta głowy: sycylijski różowy grejpfrut, kwiat chińskiej magnolii, kardamon.
nuta serca: młode drewno, kwiat marokańskiej pomarańczy, cedr.
nuta głębi: żywica balsamiczna z Laosu, drzewo cedrowe, przydymiona wanilia.

________

Za avonem nie przepadam, bo te kosmetyki wieją tandetą i ich jakość pozostawia wiele do życzenia, ale niektóre zapachy mają rewelacyjne, należy do nich właśnie Herve Leger Femme.
Była to miłość od pierwszego niuchnięcia.
Najpierw miałam próbkę i dosłownie wystarczyła kropelka na nadgarstku by zapach chodził za mną, ciągnął się za mną jak mgła...
Zapach jest z tych, które żyją. Nie jest płaski i jednowymiarowy, rozwija się, snuje się za mną, czuję go poruszając się i dotykając włosów...
Trwałość jest zabójcza, naprawdę jedno psiknięcie wyczuwam cały dzień. Kiedy spryskałam raz swoją panterkową chustę i położyłam ją gdzieś w kącie pokoju, to nocą do moich nozdrzy docierał zmysłowy zapach Femme, ale nie odurzająco mocny, lecz jedynie delikatna mgiełka, 'poświata' tego zapachu.
Femme kojarzy mi się ze zmysłową, elegancką, pławiącą się w luksusie kobietą, która wręcz emanuje erotyzmem...
Z kobietą pozornie chłodną, wbitą w ciasny, elegancki mundurek, pod którym pręży się ciało kocicy.
Z kobietą, która mogłaby być 'Maleną'...Oczy mężczyzn patrzą tylko na nią kiedy idzie przez zatłoczoną ulicę. Ona czaruje, roztacza swoją uwodzicielską magię niczym sieć pajęczą...
Stukot jej wysokich obcasów jest zapowiedzią wielkiej obietnicy...
Zapach jest balsamiczny, drzewny, ciepły, magnetyzujący, dopełniony niezwykłą słodyczą, ale nie zbyt nachalną i cukierkową.
Chyba kocham te perfumy za cedr, drewno, przydymioną wanilię...
Uwiodły mnie te perfumy.



wtorek

Habanita Molinard

Myślę, że już najwyższy czas na recenzję Habanity Molinard'a.
Zwlekałam, bo miałam mieszane uczucia, ale uczucia wyklarowały się, wiem co czuję.
Zapach ten chodził za mną od wielu lat, pragnęłam poczuć to co czuli inni, ci zafascynowani, a czuli krew, wiedźmy i mroczne bagna.
Jak mogą pachnieć takie perfumy ? - myślałam.
Chciałam zamówić w ciemno całą flaszkę, była okazja 100 ml za 150 zł, ale powstrzymałam się, bo jak można zamawiać perfumy o tak przedziwnych interpretacjach, tylko na ich podstawie, nie powąchawszy ich nigdy wcześniej.
Kupiłam odlewki, w sumie 16 ml.
Pierwsze psiknięcie...- nie tego się spodziewałam.
Nie ma wiedźm, lasów, bagien, krwi. Jest za to zapach mocnej, kwiatowej wody kolońskiej, jaką niegdyś można było nabyć na ruskim bazarze.
Zapach odurzający, w którym nie jestem w stanie doszukać się nic pięknego.
Byłam bardzo rozczarowana, ale jednocześnie zmotywowana do dalszego wczuwania się w Habanitę, w rozkładanie zapachu na nuty pierwsze i dogłębną ich analizę.

Zapach legenda, wręcz historyczny, powstał w 1921 r. Więc tak kiedyś pachniały kobiety.

_________

opis :

Orientalny, klasyczny zapach zaprojektowany ponad 80 lat temu, pełen pasji i zmysłowości. Flakon zaprojektowany przez słynnego René Lalique.

Nuty zapachowe:

nuta głowy: bergamotka, brzoskwinia, kwiat pomarańczy, truskawki

nuta serca: róża, ylang - ylang, bez, kosaciec florencki

nuta bazy: drzewo cedrowe, skóra, benzoes, wanilia

_________

Na początku zapach jest ostry i bardzo gorzki niczym anyżowa lub orzechowa nalewka doprawiona dużą ilością alkoholu.
Potem są kwiaty...
całe naręcza kwiatów, korowód martwych, gnijących kwiatów, trujących swoim odorem.
To trupi zapach, rodem z domu pogrzebowego.
Tak pachnie, gdy pochylamy się nad trumną, a do naszych nozdrzy wdziera się zapach miliona kwiatów, spoczywających w wieńcach i wiązankach.
One otulają zmarłego, gdy ten spokojnie śpi.
To kwiaty, które lądują później na wysypisku, a jednocześnie na cmentarzysku kwiatów. Kwiaty ciągnące się po horyzont, gnijące, rozkładające się, tracące swoje barwy. Mógłyby tak pachnieć Kwiaty Zła Charles'a Baudelaire'a.
Wciągając mocno zapach do płuc czuję cytrusowe tło, herbacianą bergamotkę, gorzkie kwiaty pomarańczy.
Zapach łagodnieje z czasem, nie jest już taki gorzki jak na początku, nie odurza tak bardzo.
Czuję przeszłość, przenoszę się w czasie. Tak jak w czasie przenosił mnie Dzing! L'Artisan'a.
Jeśli epoki mogłyby być kojarzone z zapachami, to tak pachną wieki średnie, pełne mroku, tajemnic, magii, czarnych kotów, ropuch, czarownic, erotyzmu skrywanego za pasami cnoty, krzyków wypełniających lochy starego zamczyska.
Habanita pachnie jak wnętrze starego kościoła, gdzie podłogi są wypastowane, drewniane ławki nawoskowane, jest chłodno, a zarazem ciepło. Może to świece przy ołtarzu ocieplają to święte miejsce, bo jest puste, nie ma w nim żywej duszy, jedynie mrok granitowych ścian.
W Habanicie czuję też starość.
Taki swąd i smrodek starego człowieka, zapach starzejącego się ciała, zniszczonej skóry, dotkniętej piętnem czasu. Robi się spokojnie, ale pozostaje nutka niepokoju i ekscentryczności.
To nie jest zapach zwykłej podstarzałej pani, tak pachnie kobieta niegdyś będąca wyuzdaną, uchodzącą za dziwaczkę. Żyjąc samotnie wspomina młode lata i tak pachną jej wspomnienia.
Habanita trwa i trwa, rysuje w mojej głowie dziwne wizje i interpretacje.
Nie wiem czy jest zapachem pięknym, nie, na pewno nie. Jest to zapach jedyny w swoim rodzaju, taki który odpycha i fascynuje.
Migrenogenny, ale pociągający, zmusza mnie do ciągłego obwąchiwania się i zapuszczania w mroczny świat mojej wyobraźni.
Habanita umiera bardzo powoli na mojej skórze, a jej koniec pachnie niczym przedwojenny puder i kremowa kostka mydła. Taka kostka, którą do dziś moja babcia trzyma w szafie żeby odstraszyć mole.



piątek

Le Baiser Du Dragon Cartier EDT

Za górami, za lasami...
żyje mój własny smok i kocham go miłością bezwględną, on zabiera mnie w podróże o jakich tylko mi się śniło.

Początek smoczego zapachu jest cierpki, gorzkawy i przyprawowy. Jest w tym wszystkim pewna pikantność, gorący ognisty wyziew na powitanie. Mój smok jak to przystało na smoka jest z początku bardzo dziki, spłoszony, groźny. Patrzy na mnie swoimi bursztynowymi oczyma jakby miał skraść moją duszę. Zanurzam się w tym gadzim spojrzeniu.

W moim smoku jest pewna mistycznosc, wzniosłość. Nie jest zwykły, jednowymiarowy i płaski. Smok żyje i za każdym razem jest inny, łagodny i groźny, ciepły i ziołowy. Przygasa żeby później rozbudzić się na nowo.

Docieraja do mnie surowy zapach alkoholu amaretto, nieco migdalów, gorzkie pomarańcze doprawione kwiatową nutą.

Mój smok zaczyna mi ufać, bierze mnie na swój grzbiet i lecimy...

nad łąkami pełnymi kwiatów, nad różanymi ogrodami, a w końcu nad polami irysów.
Przytulam się do mojego towarzysza, otulona kwiatowym aromatem.
Później kwiaty stają się kadzidlane, ususzone, esencjonalne, ale nienatarczywe.
Jest pudrowo i bardzo, bardzo ciepło.

Wyczuwam suche drewno ogrzane popoludniowym słońcem.
Słońce zachodzi...a smok wiedzie mnie ku lasom pełnym wytrawnych ziół, podmokłych traw, leśnych bagienek.
Jest magicznie.

Noszenie tego zapachu na sobie to niemal lot na grzbiecie mojego Smoka rodem z opowiesci fantasy. Smok jest delikatny i czuły, sprawia, że jest mi przyjemnie i czuję się bezpieczna, a jednocześnie jest groźny, niebezpieczny i drapieżny.
Otula swoimi skrzydłami,
co jakiś czas zionie ogniem gorącym.

'Le Baiser Du Dragon' to skazanie na wieczne uwodzenie.
Kiedy nosimy go na sobie karmi nas pocałunkami, kąsa w szyję, mami, otula.

Na mnie mój smok umiera i czuję jego śmierć.
Kończy się nasz romans, powoli zostaję pozbawiona tego magicznego towarzysza nieznanych wojaży.
On kona w moich ramionach,
a jego krew pachnie tak słodko i metalicznie.
Smutno tak i zarazem błogo, bo cieszę się, że go poznałam.
Codziennie chcę wyruszać w podróż z moim Smokiem...
w podróż w nieznane.




___

Come, my dear. Let me show you, the other world

 

sobota

L'ARTISAN PARFUMEUR Dzing! EDT

Zainspirowany przez cyrk, Dzing! jest kolorową, słodką i nowoczesną wersją nut skórnych. Wszystkie zapachy cyrku: słodycze, zwierzęta, skóry...

Sklad:
Nuty głowy – biały irys, imbir
Nuty serca – biały cedr, świeża kawa, żonkil
Nuty bazy – szafran, piżma, benzoes, nuty skórzane (kastoreum)

Rodzina zapachowa: szyprowo-skórzana

Nos: Olivia Giacobetti

Na mój nos :

Dzing! to opowieść o cyrku - gwarnym, wesołym,o takim, który przyjeżdża do małego miasteczka i rozkłada się na wielkim placu, a ludzie przychodzą tłumnie z małymi dziećmi.
Dzieci wyciągają ręce i pokazują palcami na zwierzęta, jedzą watę cukrową i głośno się śmieją...
Czując widzę oczami wyobraźni beztroskę, lata dzieciństwa...
Nie jest to cyrk współczesny, raczej cyrk z lat 30-tych...
Dzing! przenosi mnie w czasie z każdym ruchem nadgarstka...
Nawet czuję na czarno-biało, jakbym była w starej pożółkłej fotografii.
Cyrkowa trupa ćwiczy układy, kobieta z brodą przegląda się w lustrze, siostry syjamskie znikają za parawanem, sztukmistrz żongluje ognistymi kulami...
Słońce praży, żar leje się z nieba, nie ma ani jednej chmurki.
Kręci się koło, do którego przywiązana jest ponętna kobieta, o zmysłowych, karminowych ustach.
Kobieta przymyka powieki i czeka aż jej Mistrz wykona rzut nożem.
Jej serce drży w oczekiwaniu i podnieceniu...Pierś unosi się i opada spętana skórzanym gorsetem.
Rżą konie, kopytami żłobią suchą ziemię, kurz unosi się w górę i opada...
Przydrożny tragarz sprzedaje dzieciom słodkie karmelki.
Gdzieś w oddali słychać dźwięki francuskiego akordeonu...
Treser wyciąga skórzany bicz, który wiruje ze świstem w powietrzu, smaga boleśnie...
Słonie maszerują dumnie gubiąc za sobą odchody.
Tygrysy mruczą na swój sposób, ostrzą pazury i przechwalają się kłami przed dziećmi, a one uciekają w popłochu...
Dzieje się wokół dużo, aż za dużo, by dzieci mogły wszystko ogarnąć. Ten cyrkowy, letni dzień będą wspominać jeszcze długo...

Dzing! jest dziki, dzing! jest zły, dzing! ma bardzo ostre kły.
Jest w nim mnogość doznań zmysłu powonienia. Olivia Giacobetti tworząc go zainspirowała się cyrkiem i ciężko mi poczuć w nim coś innego, zapach jest ściśle związany z inspiracją.
Wyczuwam w nim przede wszystkim skórę i futro zwierzęcia, skórę okalającą pejcz, ale też odchody zgubione przed dzikie zwierzęta...
Czuję słodycz karmelków...
Dzing! jest bardzo fizyczny, cielesny aż do bólu, erotyczny do granic możliwości, podniecający.
Kojarzy mi się dosłownie z męską erekcją lub z kobiecą niepohamowaną wilgotnością, ze stosunkiem pełnym bólu i rozkoszy, doprawionej szczyptą tortury...
Dzing! to nieczysta rewia cyrkowych osobliwości.




piątek

O zapachach słów kilka

Dosyć niedawno moje nozdrza otworzyły się i ...czuję !
Nie zadowalają mnie zwykłe zapachy, ja lubię te dziwaczne.
Wszystko czuję i wszystko wywąchuję. Niczym Jan Baptysta Grenouille zaczęłam postrzegać świat zmysłem powonienia...
Wyłapuję zapachy wędrujące w powietrzu.
 ...Unosi się nade mną zapach ziemi, kałuży, zimy, mężczyzny, futra kociego
... czuję składniki świata jak jak przyprawy drażniące nos...