czwartek

BLISSFUL AUTUMN Yankee Candle

Rześkie i orzeźwiające jesienne powietrze, nasycone aromatem owocowych sadów z korzenną nutą.




W tym zapachu nie ma nic rześkiego ani orzeźwiającego, jest za to ciepło, dużo otulającego ciepła.
Zapach zaliczyłabym do tych jadalnych, a nie świeżych.
Kiedy wosk zaczyna się topić, a zapach rozprzestrzenia się po pokoju od razu jest mi przytulnie i wiem doskonale z czym mi się Blissful Autumn kojarzy.
Tak pachnie jesienny dzień spędzony w domu kiedy na dworze słota, spadają liście, a my zanurzamy się pod ciepłym kocem z kubkiem kakao, wsuwając jednocześnie wielki kawał maślanego, ciepłego ciasta z konfiturami śliwkowymi.
Czuję też nuty drzewne, które przywodzą mi na myśl jesienne ogniska i dymy.
Jednak najbardziej czuję ciepłe konfitury śliwkowe, gruszkowe, jeżynowe i dużą dawkę kruchego ciasta.
Tak pachnie leniwy dzień, kiedy za oknem mgliście.




LILAC BLOSSOMS Yankee Candle

Wabiący zapach lawendy, wrzosów i fioletowego bzu.




Wosk jest lekko rozczarowujący. Moje dzieciństwo kojarzy mi się z dużą ilością zieleni, z ukwieconymi ogrodami, łąkami pełnymi wysokich traw i ziół, z sadami jabłonek i z fioletowymi oraz białymi bzami, które rosły tuż przy moim domu. Zapach obłędny, budzący co rano razem z samolotami szybującymi po niebie.
Tak pachniała beztroska.
W wosku Lilac Blossoms zupełnie tego nie ma, to inna bajka, a szkoda.
Zapach jest silny, wręcz narkotycznie odurzający, pudrowo-mydlany, kojarzący się z kwiatowymi mydłami rodem z PRL'u.
Jeśli kolor miałby pachnieć, to dokładnie tak pachnie fiolet, ten zapach krzyczy, jest to Lilac przez wielkie "L".
Nie wiem czemu kojarzy mi się nieco arystokratycznie i wiktoriańsko. Tak mogłyby pachnieć wnętrza pałaców lub dworków, skąpane w bieli i świetle wiosennego popołudnia.
Nie do końca czuję bzy,lawendę i wrzosy, a może czuję wszystko na raz, co daje zabójcze efekty.
Jednak zapach w miarę palenia łagodnieje i robi się znośny, kwiatowy, idealny do popołudnia spędzonego na herbatce i książce.




Woski Yankee Candle, jesienne szaleństwo

Mam fisia na punkcie zapachów, to rodzinne schorzenie przenoszone z pokolenia na pokolenie. Myślałam, że się uchronię.
Gdy byłam mała i bawiłam się lalkami, Nika powiedziała mi, że kiedyś będę zbierać nie lalki, a zapachy 'phi!'- pomyślałam, co ona tam wie.
I funkcjonować bez zapachów nie potrafię.
To tak słowami wstępu.
A teraz przedstawiam moje nowe uzależnienie...
 woski Yankee Candle, którym nikt nie potrafi się oprzeć i nikt na te zapachy nie pozostanie obojętny.
Jest coś przyjemniejszego od aromatycznych, ciepłych zapachów snujących się od kąta do kąta pokoju, przywołujących wspomnienia i rozweselających nawet bardziej niż kusząca lampka czerwonego wina ? dla mnie chyba nie.





Salvador Dali, Laguna

We wczesnych latach 90-tych podziwiałam abstrakcyjność butelki, te wielkie szklane usta, stojące na toaletce mojej ciotki, do której jeździłam na wakacje, wydawały mi się czymś niezwykłym.
Zapach z przeszłości trafił do mnie i butelka nadał mnie fascynuje. Dla jednych jest przepełniona kiczowatością okresu PRL-u, a mi przypomina wakacyjne wspomnienia.
Zapach w pierwszej chwili rześki niczym nadmorska bryza, świdruje w nozdrzach zielonością wodorostów i przybrzeżnych wysokich traw. Docierają do mnie cytrusy dojrzewające w słońcu, ale jeszcze nie w pełni soczyste, słodkie i dojrzałe.
Właściwie Laguna nawet pachnie jak laguna, mimo iż nie jest to zapach typowo morski, to kojarzy mi się z błogimi wakacjami, z leniwym leżeniem na plaży pod parasolem, ze wsłuchiwaniem się w szum fal i wrzask mew.
Pachnie dziką plażą, odludną, rajską, pełną dzikich kwiatów, owoców, rozmarzenia, wpatrywania się w słońce, które zachodzi za horyzontem i sprawia, że morze się czerwieni.
Bo Laguna najpierw rześka z czasem robi się ciepła, lekko słodka, plastelinowa, cedrowa i waniliowa...
Morze cichnie, rozpalamy ognisko i wsłuchujemy się nocne zawodzenie wiatru buszującego w skałach.
Fale nas usypiają i czujemy spokój.
Przebijają się mocno drzewne nuty, paczula i Laguna staje się bardzo tajemniczym miejscem.







Puressence by Ecobeauty Oriflame

Nie jestem eko świrem, ale przyznam szczerze, że sięgnęłam po te perfumy z wielką ciekawością, poza tym nuty wydały mi się bardzo interesujące. Wzięłam je w ciemno, gdyż strona w katalogu nie pachniała zbyt wyraźnie.
Kocham naturę, a takie naturalne perfumy będą dopełnieniem owej miłości.

opis producenta:

Zachwyć się pięknem natury dzięki wodzie toaletowej Puressence by Ecobeauty. Poczuj radosne nuty soczystej bazylii wzbogacone delikatnością ylang-ylang i zmysłową siłą wetiweru. Czysta harmonia dla Ciebie i planety.

Nuty

Nuty głowy: olejek z liści drzewa pomarańczowego, pomarańcza, bazylia
Nuty serca: yang-yang, heliotrop, absolut z jaśminu, bułgarska róża
Nuty bazy: wetiwer, fasola, wanilia
_________

Najpierw zwróciłam uwagę na ładną i zgrabną butelkę z przydymionego, cieniowanego szkła z drewnianym korkiem.
Sam zapach jest bardzo nietypowy.
Bardzo ostry, wręcz cierpki, świdrujący, wytrawny bez grama słodyczy czy owocowej nuty.
To świeżość ziołowa.
Początek jest bardzo gorzki i ostry.
Powoli wyłania się bazylia, zielska, trawy i bluszcze.
Po jakimś czasie łagodnieje i można doszukać się gorzkiej pomarańczy czy ylang ylang.
Na koniec jest pikanty, lekko pieprzowy.
Jakby w tej pękatej buteleczce zamknąć mały ogródek z dużą ilością ziół.
W tym przydymionym szkle czai się dzika i ostra zielona gęstwina, w której łatwo się zgubić.
Dla mnie mogłaby tak pachnieć noc świętojańska, którą oświetlałyby jedynie gwiazdy i świetliki.
Dla jednych jest zapachem bardzo nieprzystępnym, z którym naprawdę ciężko się oswoić. Mówią o nim, że pachnie babciną apteką, syropem na kaszel, nalewką z orzecha włoskiego.
Inni czują nieprzeciętną świeżość, czystość i proszek do prania.
Warto się zapoznać, choć trwałość marna, to pieści zmysły i koi.
Tak pachnie natura.




Serge Lutens, Fille En Aiguilles

Kocham las i gdybym mogła, to zamieszkałbym w nim w małej chatce, zatrudniła się jako czarownica i mieszałabym w kociołku dziwne mikstury w towarzystwie kota Zdzisława.
Las to środowisko kiciowe, idealne.
Po wejściu w leśne gęstwiny wciągam powietrze głęboko do płuc i czuję najpiękniejszy zapach, sosnowy, dziki, żywiczny, omszały.
W perfumach leśność jest czasami tak mało leśna.
Znalazłam namiastkę lasu, jednak jeszcze nie takiego lasu szukałam. Marzy mi się las pachnący drewnem i sosną, ale las żywy, nie tak mroczny i martwy jak...

Serge Lutens, Fille En Aiguilles czyli Dziewczyna w Szpilkach.



Na pierwszym planie lutensowska gorzkość, ciężka i wytrawna. Wyraźnie dociera do mnie zapach żywicy wyciekającej ze starych iglastych drzew.
Wyczuwam goryczkę, zapach leśnego poszycia, igiełek, suche drzewa i gałązki, które skrzypią pod naszymi nogami z każdym krokiem coraz bardziej.
Cichy ten las, samotny,jesienny, bardzo gęsty i mroczny.
Las pełen cienia i żaden promień słoneczny tu nie dociera.
Wszędzie piętrzą się zioła, leśne owoce, szyszki.
Gdzieś w głębi lasu ktoś pali ognisko, czuć dym i jego opary, które przypominają opary kadzideł.
Tak pachnie las zapomniany przez świat, gdzie nie dotrła jeszcze cywilizacja i słońce.
Coś złego czai się w tym lutensowskim lesie.
Dziewczyna w Szpilkach jest wyraźnie wiedźmowata i nieokrzesana.

Nuty zapachowe:

sosnowe igły, wetiwer, słodka żywica, laur, balsam jodły, kadzidło, kandyzowane owoce, przyprawy