wtorek

Habanita Molinard

Myślę, że już najwyższy czas na recenzję Habanity Molinard'a.
Zwlekałam, bo miałam mieszane uczucia, ale uczucia wyklarowały się, wiem co czuję.
Zapach ten chodził za mną od wielu lat, pragnęłam poczuć to co czuli inni, ci zafascynowani, a czuli krew, wiedźmy i mroczne bagna.
Jak mogą pachnieć takie perfumy ? - myślałam.
Chciałam zamówić w ciemno całą flaszkę, była okazja 100 ml za 150 zł, ale powstrzymałam się, bo jak można zamawiać perfumy o tak przedziwnych interpretacjach, tylko na ich podstawie, nie powąchawszy ich nigdy wcześniej.
Kupiłam odlewki, w sumie 16 ml.
Pierwsze psiknięcie...- nie tego się spodziewałam.
Nie ma wiedźm, lasów, bagien, krwi. Jest za to zapach mocnej, kwiatowej wody kolońskiej, jaką niegdyś można było nabyć na ruskim bazarze.
Zapach odurzający, w którym nie jestem w stanie doszukać się nic pięknego.
Byłam bardzo rozczarowana, ale jednocześnie zmotywowana do dalszego wczuwania się w Habanitę, w rozkładanie zapachu na nuty pierwsze i dogłębną ich analizę.

Zapach legenda, wręcz historyczny, powstał w 1921 r. Więc tak kiedyś pachniały kobiety.

_________

opis :

Orientalny, klasyczny zapach zaprojektowany ponad 80 lat temu, pełen pasji i zmysłowości. Flakon zaprojektowany przez słynnego René Lalique.

Nuty zapachowe:

nuta głowy: bergamotka, brzoskwinia, kwiat pomarańczy, truskawki

nuta serca: róża, ylang - ylang, bez, kosaciec florencki

nuta bazy: drzewo cedrowe, skóra, benzoes, wanilia

_________

Na początku zapach jest ostry i bardzo gorzki niczym anyżowa lub orzechowa nalewka doprawiona dużą ilością alkoholu.
Potem są kwiaty...
całe naręcza kwiatów, korowód martwych, gnijących kwiatów, trujących swoim odorem.
To trupi zapach, rodem z domu pogrzebowego.
Tak pachnie, gdy pochylamy się nad trumną, a do naszych nozdrzy wdziera się zapach miliona kwiatów, spoczywających w wieńcach i wiązankach.
One otulają zmarłego, gdy ten spokojnie śpi.
To kwiaty, które lądują później na wysypisku, a jednocześnie na cmentarzysku kwiatów. Kwiaty ciągnące się po horyzont, gnijące, rozkładające się, tracące swoje barwy. Mógłyby tak pachnieć Kwiaty Zła Charles'a Baudelaire'a.
Wciągając mocno zapach do płuc czuję cytrusowe tło, herbacianą bergamotkę, gorzkie kwiaty pomarańczy.
Zapach łagodnieje z czasem, nie jest już taki gorzki jak na początku, nie odurza tak bardzo.
Czuję przeszłość, przenoszę się w czasie. Tak jak w czasie przenosił mnie Dzing! L'Artisan'a.
Jeśli epoki mogłyby być kojarzone z zapachami, to tak pachną wieki średnie, pełne mroku, tajemnic, magii, czarnych kotów, ropuch, czarownic, erotyzmu skrywanego za pasami cnoty, krzyków wypełniających lochy starego zamczyska.
Habanita pachnie jak wnętrze starego kościoła, gdzie podłogi są wypastowane, drewniane ławki nawoskowane, jest chłodno, a zarazem ciepło. Może to świece przy ołtarzu ocieplają to święte miejsce, bo jest puste, nie ma w nim żywej duszy, jedynie mrok granitowych ścian.
W Habanicie czuję też starość.
Taki swąd i smrodek starego człowieka, zapach starzejącego się ciała, zniszczonej skóry, dotkniętej piętnem czasu. Robi się spokojnie, ale pozostaje nutka niepokoju i ekscentryczności.
To nie jest zapach zwykłej podstarzałej pani, tak pachnie kobieta niegdyś będąca wyuzdaną, uchodzącą za dziwaczkę. Żyjąc samotnie wspomina młode lata i tak pachną jej wspomnienia.
Habanita trwa i trwa, rysuje w mojej głowie dziwne wizje i interpretacje.
Nie wiem czy jest zapachem pięknym, nie, na pewno nie. Jest to zapach jedyny w swoim rodzaju, taki który odpycha i fascynuje.
Migrenogenny, ale pociągający, zmusza mnie do ciągłego obwąchiwania się i zapuszczania w mroczny świat mojej wyobraźni.
Habanita umiera bardzo powoli na mojej skórze, a jej koniec pachnie niczym przedwojenny puder i kremowa kostka mydła. Taka kostka, którą do dziś moja babcia trzyma w szafie żeby odstraszyć mole.



2 komentarze:

  1. Habanitę noszą wyjątkowe kobiety które nie chcą pachnieć "Sephorowymi" perfumami. Widocznie ten zapach nie jest dla Ciebie bo recenzja marna

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat uzywanie niszowych perfum nie czyni nikogo wyjątkową osobowością, ani tez uzywanie zapchów Diora, Cartiera czy Chanel nie oznacza ze jest się osobą tandetną. Sugerowanie komuś, że nie jest "wyjątkową osobą" bo nie podoba jej się jakiś zapach jest dalece żałosne i świadczy chyba o silnej potrzebie uznania oraz stworzenia obrazu swojej "wyjątkowości" w oczach innych, takie oto motywacje dostrzegam w osobie, która napisała powyzszy komentarz. Znam wiele nituzinkowych i naprawdę wywrotowych, nadzwyczajnych, magnetyzujących osób które wogole nie pryskaja sie niczym, albo zapachmi chociażby britnej spears. Dodam, że w zaden sposob stosowanie takich "niskich pochodzeniem" zapachów nie wpłynęło na obniżenie wyjątkowosci tych osob, przynajmniej w moim odczuciu, podczas przebywania z tymi osobami.

    OdpowiedzUsuń