czwartek

LILAC BLOSSOMS Yankee Candle

Wabiący zapach lawendy, wrzosów i fioletowego bzu.




Wosk jest lekko rozczarowujący. Moje dzieciństwo kojarzy mi się z dużą ilością zieleni, z ukwieconymi ogrodami, łąkami pełnymi wysokich traw i ziół, z sadami jabłonek i z fioletowymi oraz białymi bzami, które rosły tuż przy moim domu. Zapach obłędny, budzący co rano razem z samolotami szybującymi po niebie.
Tak pachniała beztroska.
W wosku Lilac Blossoms zupełnie tego nie ma, to inna bajka, a szkoda.
Zapach jest silny, wręcz narkotycznie odurzający, pudrowo-mydlany, kojarzący się z kwiatowymi mydłami rodem z PRL'u.
Jeśli kolor miałby pachnieć, to dokładnie tak pachnie fiolet, ten zapach krzyczy, jest to Lilac przez wielkie "L".
Nie wiem czemu kojarzy mi się nieco arystokratycznie i wiktoriańsko. Tak mogłyby pachnieć wnętrza pałaców lub dworków, skąpane w bieli i świetle wiosennego popołudnia.
Nie do końca czuję bzy,lawendę i wrzosy, a może czuję wszystko na raz, co daje zabójcze efekty.
Jednak zapach w miarę palenia łagodnieje i robi się znośny, kwiatowy, idealny do popołudnia spędzonego na herbatce i książce.




1 komentarz:

  1. A mnie się nawet podobał. Umiejscowiłabym go gdzieś między Garden Sweet Pea i Fresh Cut Roses. Taki właśnie kwiatowy zapach. Mnie przypominał trochę perfumy z Yves Rocher, które kiedyś uwielbiałam (zanim nie zmienili składu i opakowania)

    OdpowiedzUsuń